Na dzisiaj zaplanowaliśmy wyprawę do lasu. Podobno można w nim spotkać kobrę królewską i lamparta. Synek nie może się doczekać, choć z własnego doświadczenia spodziewam się, że jedynym przedstawicielem fauny będzie co najwyżej motylek.
I tak też było. Motylarnia cudna. Wstęp kilka złotych, ale też za wiele się nie zobaczy. Odpuściliśmy trekking w kierunku wodospadu, a także przechadzki po wiszących mostkach w koronach drzew. Motylarnia i paw dumnie przechadzający się po trawniku to miało być wszystko, co warte obejrzenia. Dodam jeszcze, że paw był w czasie naszego pobytu z niewiadomych przyczyn zamknięty w małym domku (albo nieobecny?), więc pozostało zachwycanie się motylkami. Synek zachwycony skakał i biegał wokoło, podziwiając również piękne kwiaty, które pachniały boooosko.
Żeby trochę ostudzić emocje po emocjonująco wyczerpującym zwiedzaniu parku, wybraliśmy się na Agondę. Agonda to plaża oddalona od naszego Palolem ok. 10 minut skuterem. Niefajna. Dlatego, że do wody wchodzą psy. Krów mało, te bardziej upodobały sobie Palolem. Na Patnem nie wlezą z powodu stromych podejść i klifu. Patnem jest zagospodarowana aż po brzeg - małe urocze restauracyjki na zachód słońca, gdzie zresztą milutko popijać kawkę czy herbatkę, spoglądając na rozbijające się o skały fale...
Ciekawa jestem, czemu nigdzie nie słychać hinduskiej muzyki. Obawiałam się tego trochę, a teraz sama z nudów puszczam hity z filmu z Natalią Janoszek. Hmmm... Nawet sąsiedzi w bloku, gdzie wynajmujemy mieszkanie, są cicho. Raz tylko trafiła się na weekend grupka głośnej młodzieży w wieku 25-30, która puszczała dość głośno jak na 23:00 klubowe hity. Spałam jak kamień i nic mi nie zakłócało odpoczynku, ale podobno coś takiego miało miejsce. :-)
Agonda nie jest dla rodzin. Psy, których mój syn się boi, biegają wszędzie. Nie atakują, ale wąchają rzeczy, niestety też wchodzą do wody... Nikt tego nie pilnuje. A hinduskie rodziny kąpią w tej wodzie małe dzieci...
Zakupiliśmy wczoraj przepyszną hinduską herbatę. Co prawda na wynos, tzn. na prezenty do Polski, ale mam już jedną typowo hinduską, w zielonej ślicznej paczuszce, assam albo darjeling. Muszę jeszcze zgłębić pisownię i różnicę. Zapytam jakiejś miłej Hinduski... :-)